Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

rąk kiedy przyszło; tymczasem nie macie się czego spodziewać i wyglądać żadnej pomocy.
— A gdybyśmy go otwarcie, ze łzami, za dziatkami naszemi poprosili?
— Kiedy to i jak? — z bolesnym uśmiechem spytał pan Samuel. — Asińdźka życia jego nie znasz; żaden zegarek tak nie idzie jak Kasztelanic. Jestto widać kalkulacja na długie życie. Wszystko u niego aż do słów, które wymówić ma i wysłuchać, doskonale naprzód obrachowane. Wstaje, zrana napije się czekolady, pod humor pobawi się z papugą; wytrą go, wymyją, wyperfumują, wyfryzują; panna Aniela wejdzie pogłaskać go pod brodę, Termiński z plotką lub wesołym konceptem, i ranek tak zamkniętemu upływa cały, a gdyby pioruny biły, nikogo tam niedopuszczą, żeby szkodliwego wpływu na humor dnia czasem wrażenie jakie niespodziane nie wywarło. Wchodzą tylko swoi i to na głos dzwonka, lub o swej porze. Na godzinę lub więcej przed wyjściem do salonu, Kasztelanic zamyka się w swoim pokoju, do którego nikt, ale co się zowie nikt nie bywa przypuszczany. Pokój to jak on tajemniczy, od którego klucz nosi zawsze przy sobie, gdzie nikt nie sprząta, gdzie Anieli i Termińskiemu zajrzeć nie wolno, bo nim go otworzy wszystkich odprawia. Supponitur że tam pieniądze składa — czy kto go tam wie co robi. Potem, jak Asińdźka już wiesz, obiad wyrachowany na minuty, potem sen — także nie dłuższy nad piętnaście minut; powraca do siebie.... Spocząwszy, wychodzi do Bulwy, którego unosił jak ptaka. Bulwa zdaje mu raporta gospodarskie, pieniądze wnosi, pokazuje rachunki; rozmawia z nim krótko, dysponuje mało, gderze ogromnie i znów na kawę do salonu, gdzie bawi do wieczerzy i po wieczerzy chwilę. Jeśli nas jest kilkoro, wszyscyśmy obowiązani dotrzymywać mu placu w salonie, pod karą gniewu; on gawędzi trochę, albo raczej słucha co gadają, bo sam się nie bardzo wygaduje i uśmiecha tylko; sprzeciwić mu się nie wolno! — Jeśli sam na sam z Jasiem, każe mu sobie czytać jakieś obrzydliwości i — gubi chłopca,