głem dobrowolnie źle zrobić — uśmiechając się szatańsko zawołał Sobocki.
— Dla nas, chcesz mówić — poprawił Jaś.
Obudwom słów zabrakło, w milczeniu przeszli po sali, z chmurnemi czołami, czytając niekiedy myśli swoje w wejrzeniach przelękłych. Im bardziej zbliżała się chwila, tem okrutniej strach każdemu towarzyszący występkowi ich ogarniał. Sobocki, któremu ten stan był niezwyczajny, przypisywał go po części zbytniej swojej od rana trzeźwości i zażądał wina.
Posłano do piwnicy, przyniesiono spleśniałą butelkę i dwaj wspólnicy zasiedli przy niej za stołem, czerpiąc odwagę, której obu zabrakło, w upojeniu i szale.
Tak zszedł ten pierwszy wieczór w opustoszałym dworze, a scena w sali powtórzyła się z małemi odmianami, po wszystkich kątach Strumieniowskiej siedziby.... Na folwarku, Bulwa ponczykiem przyjmował pisarzy i ekonomów, w kredensie pocieszano się piwem i wódką. W oficynach stały flasze na stolach.
Tymczasem ciało doszło do cmentarnej kaplicy i familja nieboszczyka zanocowała w miasteczku, czekając jutrzejszego pogrzebu. Z sąsiedztwa ciekawość widzenia wspaniałego obrzędu sprowadziła także osób mnóstwo.
Natłok był ogromny, wystawność wielka, księży mnóstwo i nabożeństwo poczęło się od rana. Wielkiem jednak zadaniem były mowy, któremi należało przeprowadzić zmarłego do mogiły; cóż o nim powiedzieć i w czem go pochwalić? Musiano uciec się do ogólników i mówić o śmierci. Nareszcie, po przemowach, po śpiewach, trumna spuściła się do murowanego grobu i przytomni rzucili na nią garścią piasku, ostatnim z modlitwą podarkiem dla duszy i ciała. Przygotowano stypę w obszernym budynku, który ledwie ciekawych i głodnych mógł pomieścić, a biesiada ta wystawiała obraz najobojętniejszego ścisku. Kupkami rozdzieleni goście, rozmawiali po cichu o życiu nieboszczyka, sądzili go surowo, powtarzali o nim dziwne baśnie, które dawniej jeszcze krążyły; jedli, pili i rozjechali się jedni utrzymując że karawan nie dość był przepy-
Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/457
Ta strona została uwierzytelniona.