Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/471

Ta strona została uwierzytelniona.

dzin, pan Paweł pospieszył do dworku. A idąc dumał i dumał.
— Do czego to jemu! do czego! ani użyć, ani się tem pocieszyć nawet nie potrafi!
Sumienie gryzło trochę, usprawiedliwiał się jak mógł przed samym sobą.
— Tak! tak! — mówił — on tego ani pożałuje.... dosyć mu bardzo Horoszek.... a już mu całe oddam i ustąpię.... remanent tylko mógłbym wyekscypować.... Ale nie! powiedzą żem zbyt rachunkowy! oddam mu je z remanentem, jak są!
Przed bramą spotkali się z Hieronimem, który ze strzelbą na ramieniu, wesół i uśmiechnięty, wychodzi na polowanie.
— A! dzień dobry.
— Dzień dobry ci bracie.
— Cóż to, na polowanko?
— Jak widzisz, trochę ponowy, szadź przytem, psy dobrze pójdą, może się zajączek jaki zastrzeli. Kostusia lubi zwierzynę.
— A ja, panie Hieronimie, jak widzisz, gdyby z krzyża zdjęty; powróciłem ze Strumienia, darmo kości nabiwszy. Właśniem ci przyszedł zwiastować... wszak to....
— Ale ja wiem o wszystkiem.
— Jakto! — z przestrachem spytał Paweł.
— Sobocki tedy sukceduje; wygramy na tem, bo z kancelarji wyleci i da nam pokój. — To mówiąc rozśmiał się Hieronim i chciał iść dalej, bo mu pilno było użyć pięknego ranka; gdy Paweł, który nie bardzo rad był go puścić, wstrzymał go nieco.
— Chciałem się z bratem rozmówić trochę — rzekł — bo to jednak rzeczy nieskończone! Kto wie! będziemy się procesowali, może i co wygramy!
— A! to się sobie procesujcie i wygrywajcie — odparł obojętnie ruszając ramionami myśliwy — mnie szkoda ranka, idę do lasu...
— No! to przejdziemy się trochę razem, bo i ja chciałem użyć świeżego powietrza — dodał szybko Paweł nie chcąc wypuścić brata.