— To jakiś Cyncynnatus! — szydersko dodał Pobiała — filozof! patrzcie! co za wspaniałość!....
— Ślicznie się spisał, niema co mówić! — z radością powtarzali inni. — Co to za człowiek! I poszli go szukać koleją, chcąc podziękowaniem przypieczętować ofiarę.
Wszakże pomimo uwielbień powszechnych, przysłuchujący się baczniej, byłby w nich nie jeden charakterystyczny znalazł wykrzyknik. Wielu powtarzali po cichu: — Pstro w głowie! dobra dusza, ale mając czworo dzieci i zrzekać się majątku, to coś niewidzianego!
Dziadunio zbliżył się z kolei, rozczulony, wesół:
— A szczo? zbuw sia Tato łycha, wse żyto zmołotyw[1]. Dobrześ Wasan zrobił, ślicznie, pięknie i sprawiedliwie, pozwól niech cię uścisnę. — Ja tam nic nie potrzebuję, ale mi aż miło posłyszeć, że przecież znalazł się człowiek, co umiał swe żądania umiarkować i nie oszaleć od pieniędzy! Pozwól sobie jednak na niezabudź kochany Hieronimie, podarować jedno wyśmienite ruskie przysłowie; jesteś może do zbytku dobry, ono ci nie zaszkodzi, gdy je pamiętać będziesz: Nie bud’ sołodkij, bo tia rozłyżut nie bud’ hirkij, bo rozpłujut’[2]. O rozplucie się nie boję, ale o rozlizanie bardzo!
Teraz winniśmy jeszcze cierpliwym czytelnikom naszym zakończenie, a z tak liczną familją jak Zawilskich, to nie mała robota; trzebać przecię o losie ich choć kilką słowy wspomnieć. Dopełnim tego cierpliwie i nudnie.
Naprzód, dla poznania jak się piszą nekrologi, i ile w nich bywa prawdy, mieścim tu całkowitą biografją Kasztelanica, ułożoną przez pana Augusta Pobiałę, i drukowaną w gazetach.
„W tych dniach prowincja nasza, bolesną poniosła sratę; śmierć porwała nam jednego z rzadkich ludzi, co był świadkiem najważniejszych w kraju wypadków