Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.



III.

Nazajutrz rano obudził się Kasztelanic jak zwykle w bardzo kwaśnym humorze; był li to smutek wieku, czy ciężkiej strawności i wylewania się żółci, nie wiem; zużyty starzec zawsze dźwigał się z łóżka posępny, gniewny, i potrzebował żeby go otaczający niejako wciągnęli w życie, rozbudzili do niego powolnie, rozchmurzyli. Może tam we śnie odzywało się sumienie, czy mówiły wspomnienia jakie; to pewna, że w pierwszych rannych godzinach nikt z najpoufalszych i najlepiej z nim zażyłych nie przystępował do niego bez trwogi. Najprzywyklejszy Termiński, z wysiłkiem, zbierając się na odwagę i wytrwałość, wsuwał się do pokoju, w którym starzec z zaciśnionemi usty, obwisłą brwią, żółty, drżący, pokaszlujący, rozgorączkowany, czekał na ludzi, by na nich uzbieraną we śnie wylać gorycz wewnętrzną.
Pierwsze jego pytania, pierwsze odpowiedzi, były zawsze cyniczno-szyderskie, nie litościwie smagające, przejęte najokropniejszem rozczarowaniem — nigdy jeszcze nie obudził się z słowem dobroci, z uśmiechem łagodności na ustach.
Termiński, na odgłos dzwonka, wszedł do pokoju sypialnego Kasztelanica. — Pokój ten dosyć wielki, z łożem obszernem mahoniowem, osłonionem firankami, z kominem, na którym stał zegar marmurem, brązem i świecidłami ozdobny, miał dwoje drzwi widocznych, a trzecie w szafie ukryte, które przez wązki korytarzyk wiodły do apartamentu panny Anieli. — U okna grubej materji firanką w części zasłonionego, stała gotowalnia, bogata w najrozmaitsze przybory i kosmetyki, mydła, wonie, narzędzia toaletowe, flaszki i