— Waćpan przecie wiesz, że ja do obiadu nie jestem widzialnym dla nikogo.
— To też odpowiedziałem jej, że to być nie może, ale wyjechać bez pożegnania nie radziłem.
— Na to nadto grzeczna i parafianka biedaczka, rzekł Kasztelanic.
— A pan Rotmistrz? spytał po chwilce.
— Rotmistrz jeszcze nie powrócił z polowania.
— Nie upoluje sobie gdzie rozumu? — rzekł nawiasowo gospodarz.
Termiński rozśmiał się tylko. — Czekolada była skończona, do ubierania zawcześnie; spojrzał na zegarek i wyszedł.
Jego wyjście było znakiem dla panny Anieli, że czas się jej ukazać, ale minutę całą spóźniła się, i nie bez celu.
Nim się ona ukaże, powiedzmy słowo o tej tak ważnej w domu Szambelanica postaci. Wiemy już że panna Aniela była córką mieszczanina z pobliskiego miasteczka, ubogich rodziców dzieckiem, której Bóg nie dał innego posagu nad ładną twarzyczkę i niepospolicie obdarzoną główkę. Rodzice nie pocieszyli się jej losem, bo ją kilkonastoletnią przy wstępie na świat odumarli. Została przy starej ciotuni, kobiecie jak szatan złej i jak szatan przebiegłej, intrygantce, której talent spełzł napróżno w małem miasteczku. Chciwa, złośliwa, przewrotna, pożerana gorączką podżegania do złego, zawsze umiejąca sobie zręcznie jakoś każdą swą czynność wytłómaczyć, stara Robowa, niegdyś żona stolarza, kiedy się tu z Kolbuszowej przeprowadził, przepędziwszy młodość awanturniczo, przyspieszywszy mężowi śmierć swem najohydniej wyuzdanem życiem, — wzięła siostrzenicę jak się bierze konia — z myślą zarobienia na niej. Ona to wykształciła ją i w świat popchnęła. Aniela przeszła jeszcze swoją nauczycielkę w zręczności; od dziecka było to najdziwniej obdarzone dziewczę, które zgadywało i przeczuwało wszystko, i ku wszelkiemu złemu z namiętną biegło ciekawością. Pod przewodnictwem ciotuni wy-
Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/57
Ta strona została uwierzytelniona.