Wózek pani Hieronimowej, zaprzężony trójką bronowłoków, zaszedł zaraz po objedzie przed oficynę, bo i woźnica Korniej, raźny chłop w świcie z kapturem, i Hapka już odziana w swoją siwą katankę, spieszyli do domu, nie mogąc dojść do ładu z pańską służbą Kasztelanica. Oboje radzi byli janajkrychlej panią wyprawić z tego utrapionego miejsca, w którem i nudy i prześmiewania cierpieli. Pani Hieronimowa, pożegnawszy wszystkich, przeprowadzona przez pana Samuela i rotmistrza, wyszła zasiąść na swoich tłomoczkach, ze smutkiem i ciężkim na sercu zawodem.
Nie chcąc uchybić nikomu, zajrzała nawet do panny Anieli, która jej ledwie głową kiwnęła; uśmiechnęła się do Termińskiego, który rąk nie wyjmując z kieszeni, coś tylko burknął pod nosem, i przyodziawszy się na prędce, bo ubożuchnej kobiecinie żal było lepszej sukni na drogę: związawszy białą chuściną głowę, poczęła się drapać na wysoki tłomok, pokryty wytartym kilimkiem.
Pan Samuel wstrzymał ją jeszcze na wsiadanem.
— Pamiętajże Asińdźka, rzekł — o poleceniu mojem — to nie przelewki; wielu się na nas gotuje, potrzeba oka, potrzeba człowieka; przyślijcież mi tu kogo do pomocy.
— Powiem o tem memu mężowi, i co on postanowi, to zrobimy.
— Ale mu Asińdźka dobrze w głowę nabij, żeby się do tego wziął zaraz; bo to nie są żarty, możemy wszystko stracić.
Tak tedy wyjechała zawiedziona kobieta i modląc się a układając sobie po drodze, jakby mężowi oznaj-