w domu rzadko kto zastał — przyjechał, obejrzał, ruszał znowu; raz tylko lub dwa razy do roku dawał wielkie obiady, szumnie, huczno, pysznie, a potem, zaprzęgać kazał do najdyczanki i ruszał po panach i półpankach na preferansa i landskneta. Pan Tomasz, jak wiele mu podobnych, co dosyć mają wrodzonego sprytu a więcej jeszcze lenistwa, nigdy się niczego nie uczył, nawet świata i ludzi! schwytał co mu samo przyszło wyrywkami, ale też z najmniejszej rzeczy korzystać umiał i tak się wykształcił na tych nieustannych pielgrzymkach, że go liczono do najmilszych i najprzyzwoitszych ludzi w szerokiem kole, które znajomości jego obejmowały. Jak panna Domicella, nie myślał się żenić, bo trzydziestokilkoletni, pomimo że go swatano często i natarczywie, że nań zastawiano sidła mnogie i niebezpieczne, nigdy nawet chwilowo złapać się nie dawał. Nareszcie musiano sobie powiedzieć, że to człowiek nie do ożenienia i dać mu pokój.
Wytarty w świecie, niezmiernie grzeczny, nadzwyczaj trafny w postępowaniu z ludźmi, umiejący ich słabości odkryć szybko i z nich korzystać dla uprzyjemnienia życia, pan Tomasz nie miał sobie równego w salonie, a równie praktycznym okazywał się w interesach własnych.
Ciągle na wózku, nieustannie w podróży, pomimo że nie doglądał gospodarki, szła mu ona wyśmienicie, cudem jakimś zapewne — choć grał nie zgrywał się nigdy, a zawsze grosz miał w kieszeni. Wytworny i czyściutki jak stary kawaler, w domu i koło siebie otaczał się miłą elegancją, a tak mu było na świecie swobodnie, że gdyby nie chwilowa niekiedy chmurka na czole, którą jego bliżsi znajomi zwali kwietniowym obłoczkiem, gdyby nie dziwna czasami zaduma, niktby szczęśliwszego i lepiej okazującego swe szczęście twarzą i mową nie widział na świecie.
Cale inszym był trzeci brat ich, pan Józef Pobiała, najmłodszy, po którym ostatnią z rodzeństwa następowała panna Domicella. Pan Józef równie jak Tomasz, kawaler, słabowity od dzieciństwa, chodził o kuli
Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.