Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.

wał i pan August skarbiąc dla dzieci łaskę bezdzietnego stryjaszka. Przyjeżdżał błyskawicą i pan Tomasz, żeby go trochę podrażnić, ucałować serdecznie i zniknąć.
Domicella, dziś już nie młoda panna — bo dla panien lata płyną tak szybko — była swojego czasu nadzwyczajnej piękności, a że miała posag dobry i rodzinę poczciwą, wielu się o nią od piętnastego roku począwszy starało — za nikogo jednak pójść nie chciała, wszystkich zrażała zimną obojętnością. Smutna, blada, poważna od dzieciństwa, mogła być posądzoną o jakąś tajemniczą miłość, gdyby najmniejszy pozór dawał temu domysłowi choć cień podobieństwa. Nigdy panna Domicella nie wyróżniła z tłumu wielbicieli (jak to dawniej mówiono) nikogo; dziś, gdy się jej jeszcze trafiali coraz bardziej podtuptani ale nieźle zakonserwowani pretendenci, uśmiechała się tylko, jednakowo wszystkich zbywając podziękowaniem i zapewnieniem, że za mąż iść nie myśli. To też stan jej nie zdawał się ciężyć wcale; pomimo smutku, który się na twarzy zawsze jednostajny, zawsze równie łagodny malował, swobodna, miła, zajęta więcej książką niż żywemi ludźmi, żyła jakby usiłując oderwać się od tego świata, na który była skazana; starzejąc a raczej starząc się dobrowolnie, z niejaką przyjemnością i chętnie podbiegając przeciwko latom, od których inne uciechy rade, gdyby to można!
Pomimo, że tej starości pragnęła, że ją tak wywoływała, — starość nie przychodziła; nie miała na licu jednej zmarszczki, nie gasły piękne jej czarne oczy, nie uleciała świeżość dziewicza. Była to jeszcze piękność, którejby nieznajomy dał dziesięć lat mniej niż miała, w której łatwo mógł się zakochać melancholiczny młodzik i starzec młodzika mający uczucie, do której przywiązać się musiał każdy co z nią pobył dłużej. Dziwnej słodyczy charakteru, dobroci i cierpliwości, umysłu wyższego i ukształconego, stała daleko po nad swoimi braćmi, a jeden Tomasz lepiej ją nad innych rozumiał.