skiego, nareszcie za Reformatami pod Bankiem aż zarzucał kotwicę.
Tu go czekał obiad gospodarski u wdowy po dalekim krewnym, która go od lat wielu stołowała. Pani Marchwińska, niegdyś żona urzędnika, obarczona sześciorgiem dzieci całujących najregularniéj porucznika w rękę, gdy przychodził i oddalał się, karmiła go za tanie pieniądze i wcale nie źle, w niejakiéj nadziei może, że kiedyś coś po bezdzietnym kuzynie otrzyma w spadku.
Trapiło ją tylko, że przypadkiem dowiedziała się o pannie Salomei i z razu poczęła była po obiedzie, ogólnikami narzekać na zepsucie kobiet, na ich chciwość i chytrość, ale widząc, że Wydym nic nie odpowiadaj i spieszniéj odchodzi, przestała nawracania. Nie wiem ile rachuba na sukcessją była usprawiedliwioną, ale porucznik dość lubił dziatwę, brał młodsze na kolana, bawił tu czasem do czwartéj; a potém już inną drogą przez Tłumackie, Długą, Freta wędrował nazad na Stare Miasto. Obejrzawszy co się działo w domu, gdyż godzina po obiedzie niebezpieczną bywa
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1014
Ta strona została uwierzytelniona.
14