brze, aby cóś wymyśléć i rękami pracować. Ulgę mu przynosiło tylko, że wymyślał po cichu, odgrażał się i przyrzekał pomścić uroczyście.
Cała jego uwaga i usiłowania zwróciły się do okienka w sklepieniu. O ile mógł miarkować, było ono dosyć szerokie, by się człowiek przez nie z biedą przecisnął, ale zakratowane grubemi żelaznemi prętami. Kapitanowi na myśl przyszło, że miał przy sobie zegarek, w zegarku sprężynę, i że gdzieś czytał, jakoby z podobnego materjału robiły się piłki do przecinania żelaza.
Ale szło naprzód o to, jak się tam dostać do tych górnych stref, ażeby lepiéj wystudjować sam otwór i żelazne kraty. Pluta znalazł podostatkiem desek wścianach, które niegdyś były półkami, rozmaite szczątki drewna i umyślił zbudować drabinę. Człowiekowi tak niewprawnemu jak on, nie mogło to pójść łatwo, ale czego bieda nie nauczy? Mordował się długo i kilkakroć porzucał robotę, wreszcie przekonawszy się, że drzewo wymaga żelaza, że drabina tak długo lada jako skleić się
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1020
Ta strona została uwierzytelniona.
20