gara i parę papierosów pozostałych w cygarnicy, nieco go rozweselały, ale wkrótce nieopatrznie zużyty zapas wyczerpał się. Nałóg cóś palić kazał, dopalał więc resztki, reszteczki, odrobinki, a naostatek słomę z pod siebie dla rozrywki zaczął kopcić, od czego się krztusił — ale zawsze to był dym jakiś.
W wolnych od snu godzinach, kapitan rozwodził lamenta nad niesprawiedliwością losu, nad okrutném położeniem swojém, złością ludzką i nieczułością Opatrzności. Zwykłe jego szyderstwo rzadko się już mięszało do tych diatryb przeciwko rodzajowi ludzkiemu, bo kapitan w owém nieszczęściu postradał nawet niewyczerpany dawniéj swój dowcip i wesołość.
— Nie ma bo nic głupszego nad człowiewieka, — mówił do siebie jednego wieczora, zestarzeje się nie nabrawszy doświadczenia i da się potém złapać na lada co, jak dziecko. Nie wierzyć ludziom nigdy, nie wierzyć, powiadałem ci to Pluto, ale dobroć serca twego zawsze cię narażała na nieprzyjemności, a zbrodni, które knowa zdrajca i szatanby się
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1024
Ta strona została uwierzytelniona.
24