Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1027

Ta strona została uwierzytelniona.
27

muru i rozpoczął kruszenie cegieł, które wcale nie szło łatwo.
Potniał Pluta, wzdychał, stękał, klął, ale musiał robić około swojego wyzwolenia, bo nikt o nim widać nie myślał. Co parę dni otwierało się okienko, spuszczał dzbanuszek i bułka, nie mniéj nie więcéj, za każdą razą podbiegał Pluta i z niczém powracał, musiał więc z tego przykrego położenia się ratować.
Wydrapywanie muru nie jest rzeczą zbyt przyjemną, ma tę między innemi niedogodność, że ręce męczy, usta i nos zasypuje niestannie pyłem, a człowieka niecierpliwi, ale wiele ten czyni kto musi. Pluta począwszy niezgrabnie, znacznie się późniéj wprawił i doszedł do tego, że cegłę dokoła obrabiał a potém ją całą prawie wyjmował.
W parę dni otwór szedł już tak głęboko, że odgłosy z piwnicy sąsiedniéj coraz dolatywały go wyraźniéj.
Gdy zacny kapitan tak usilnie pracuje, my zajrzemy co się dzieje z drugiéj strony muru, bo i tam mogą być rzeczy ciekawe.
Na dole w kamienicy p. Wydyma, znajdo-