Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1045

Ta strona została uwierzytelniona.
45

— Tak! Reńskie jakem ja piętnastoletni młodzieniec... tfu! daj mi WPan prostego spirytusu z wodą, żeby przepłukać gębę po téj miksturze.
Achilles mocno zgorszony, ale przelękły usłuchał, kapitan napił się powtórnie, spojrzał w oczy Czwartackiemu i wzmocniony uczuł się panem położenia.
— Wychodźmy razem, — rzekł, — resztę opowiem WPanu w jego mieszkaniu, WPan mnie przyodziejesz, bo jak widzisz, w tym lochu odzienie ze mnie poopadało. Moich przygód cudowniejszych niż myślisz dowiesz się się w swoim czasie.
— Ale, ależ przecie, — zagadnął Achilles nie wiedząc co począć i czy go ma wypuścić, a nawet wpadając na myśl, że to mógł być złodziéj, — ależ proszę pana, ja przynajmniéj powinienem wiedziéć cóś....
— Słuchajże pan, — zawołał Pluta chwytając i cisnąc go za rękę — ofiara prześladowania niewinna! ojciec dzieciom... niegdyś obywatel ziemski... z powodu sukcessji dla pochwycenia jéj udany za umarłego, wtrącony