Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1058

Ta strona została uwierzytelniona.
58

— Ile mnie to zdrowia kosztuje, — westchnęła pani Samuela, — ty nieuwierzysz, to biedne dziecię zamęcza się, ten człowiek jak oni wszyscy, chyba nie ma serca. Wstrzymaj ją i staraj się upamiętać, proszę cię.
— Ale niechże pani będzie spokojna, — powtórzyła z uśmiechem Cypcewiczowa, — ja nie dopuszczę nic zbytecznego.
— Niechże z sobą mówią, ale żadnych poufałości, zmiłuj się, bo to i mężczyznę odstręcza i ją jeszcze drażni gorzéj, żadnych szeptów, moja Cypcuniu droga.
— Panna Elwira i sama bardzo jest uważna...
Na te słowa wpadła wymieniona i krzyknęła:
— Konie stoją... jedźmyż proszę, ale jedzmyż! ja czekam!
Ostatni wyraz wymówiony był zupełnie na sposób Ludwika XIV. Cypcunia się porwała, Elwirka pocałowała matkę w czoło używając przywileju rozpieszczonéj jedynaczki i nie słuchając ostatnich nauk, wybiegła strzałą z pokoju.
Cypcunia ledwie miała czas wsiąść do po-