Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1059

Ta strona została uwierzytelniona.
59

wozu, gdy Elwira już nagliła woźnicę o pośpiech, stanęli nareszcie przed bramą Saskiego ogrodu; panie wysiadły, a że w bocznéj puściejszéj alei na prawo zwykli się byli spotykać, gorączkowo wbiegła do niéj panna Narębska.
Przeczucie ją nie omyliło, piękny nieznajomy przechadzał się tu sam jeden, ubrany tak wykwintnie, uczesany tak starannie, — ale smutny straszliwie. Spojrzawszy na twarze bohaterów łatwo się było domyśléć, że dramat zbliżał się do rozwiązania. Elwira pochwyciła swą ofiarę z żarłocznością zgłodniałą. Cypcunia odwróciła głowę i poczęła badać liście lip i piękne kształty posągów.
Rozmowa z razu była urywana, popękana, niesforna i nie dająca się pochwycić ni ująć w słowa, oboje domyślali się w niéj tysiąca rzeczy, wcale ich nie mówiąc. Ten ustęp jednak trwał krótko, i Elwira, która wyjechała z mocném postanowieniem stanowczego kroku, obejrzawszy się na pozostałą nieco w tyle Cypcunię, poczęła do Adolfa się zwracając:
— Przyznaj pan, — rzekła, — że od cza-