Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1065

Ta strona została uwierzytelniona.
65

I śmiała się dziwnie, i dobywała z niego pytaniami zwierzeń, które witała niezrozumiałym dla niego uśmiechem, potém z tego toru wpadł na czulszy, na tę drogę alluzji, półsłówek, na tę poplątaną osnowę miłosnych pogadanek, mozajkę wyrazów, ruchów; wejrzeń, westchnień, wykrzykników, domysłów, która się pochwycić nie daje.
A że wstali i chodzili, a Cypcunia musiała przerwać obserwację grzybów tak zajmującą, poczęła rozpatrywanie palców u rękawiczek, które ten umysł badawczy, znowu niesłychanie ku sobie pociągnęły. Zadawała każdemu z palców z osobna pytanie dla czegoby się popsuły pierwéj lub inaczéj od drugich? i t. d.
Adolf swobodnie mówił z Elwirą, a gdy zmierzch począł pod drzewami coraz być gęstszym, odprowadził panie do powozu. Elwira żegnając go szepnęła raz jeszcze — Do jutra.
Gdy do domu wrócili, Feliks siedział z gazetą w salonie, nie było więcéj nikogo, Elwira wpadła zarumieniona, chcąc się tém co mieniła swoim tryumfem podzielić z matką, ale przytomność ojca i Cypcuni zostającéj na her-