wyliberjowani, panie skromnie strojne, zastawa stołu w srebra stare przybrane, kwiaty, wonie, światło...
Dla czegoż, pytam was, tak wiele myślimy o wystąpieniach dla popisu, a tak mało na dzień powszedni, który jest tłem życia, jego podstawą i siłą? Nie ma li w tém wielkiej omyłki i braku harmonji, że się zmagamy dla próżności, gdy dla osłody, dla uporządkowania życia z siebie ciężkiego, nic prawie nie robiemy? Stawiamy kwiaty dla obcych, którzy na nie spojrzéć nie mają czasu, a dajemy im więdnąć choć wzrok spocząłby na nich miło i dusza orzeźwiła ich widokiem... rozlewamy wonie w niedzielę, a niedbamy choć się dusim przez sześć dni tygodnia; stroim się dla ludzi, czemuż nie trochę więcéj dla swoich, dla rodziny, przez poszanowanie siebie samych?
To pewna, że salon Narębskich wyglądał jak nigdy... że panie w nim piękniejsze były niż codzień, że oczekiwano gościa z trochą podbudzonéj niecierpliwości, a sam Narębski mniéj nawet ziewał niż zazwyczaj i miał minę surowszą.
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1077
Ta strona została uwierzytelniona.
77