ścią wściekłą, ale przyszło mu na myśl, że kiedyś słyszał o przypadkach śmierci z przejedzenia gwałtownego, po długiem zmorzeniu głodem. To go tylko powstrzymało nieco, bo paszteciki, które wziął do ust, wydały mu się pieczone z aniołów.
Zjadł jednak z ostrożnością w osobnym pokoiku tyle przez wstrzemięźliwość i obawę choroby, ile pospolici ludzie nigdy nie zjadają puściwszy sobie cugle, a po kawie czarnéj i kieliszeczku rumu, napchał kieszenie cygarami, jak gdyby się obawiał, aby go znowu nie pochwycono bez zapasu do nowego więzienia.
Kapitan nadto znał swego towarzysza Kirkucia, by się na chwilę wahał w domysłach, co z jego rzeczami i pieniędzmi się stało — miał je tak dalece za stracone, że pytać o nie uważał za rzecz zbyteczną. Niebardzo nawet wziął za złe przyjacielowi, że opłakawszy go, użył spuścizny dla siebie.
— Miałbym go za ostatniego głupca, gdyby sobie inaczéj postąpił, — rzekł w duchu — nie ma co pytać i szukać.
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1086
Ta strona została uwierzytelniona.
86