mnie spytają o papiery, nie mam ani świstka. O! niewdzięczna społeczności, dla któréj się człowiek tyle poświęcał! ha! nie warto być takim, jakim byłem; mogłem był, mniéj mając delikatności, wyrobić sobie pozycją, dobroduszność mnie zgubiła.... Tak jest zawsze, niestety! głupim był...
Kapitan głęboko się zamyślił i na serjo nad dolą swą płakać zaczął: obwiniając o nią świat cały, i nie poczuwając się wcale do winy własnéj.
— Co tu począć? jestem zmuszony niejako pójść do Adolfiny, pójdę do niéj.
Wyszedł tedy aby zawołać dorożkę, spojrzał znowu na świat i pogląd nań po obiedzie był wcale inny: wszystko wydało mu się marnością wielką — tak jak przed obiadem widziało się świetnością niezmierną. Może być, że jedyną przyczyną tych sądów, był nie najlepszy stan zdrowia, po nadto chciwie pochłoniętym obiedzie — ale w oczach mu się ćmiło, choć nie wypił więcéj nad parę butelek i kilka dodatkowych kieliszków. Zdrowie widocznie miał nadwerężone.
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1089
Ta strona została uwierzytelniona.
89