Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1091

Ta strona została uwierzytelniona.
91

nie piękne, jakby od czasu gdy go nie widział, zestarzało. Deszczyk kropił w dodatku chłodny i przejmujący do dna myśli i uczuć.
Po rozrzadłém błocie, dojechał dorożkarz ze swym szacownym ciężarem do furtki domu staréj kapitana przyjaciółki.
Mimo złéj pory, a może właśnie dla tego, że go tu teraz nikt spotkać nie mógł, baron Dunder znajdował się przypadkiem u pani Adolfiny, ekwipaż jego czekał nań na rogu Mokotowskiéj ulicy. Pluta poznał konie i pośpieszył do środka, już myśl mu jakaś świtać poczynała.
— Zdaje się, że go tu Opatrzność dla mnie zesłała umyślnie, kochać się musi w Mani, jéjmość się pewnie twardo z nim targuje, możnaby z tego łatwo skorzystać, zwłaszcza przy tak ciężkich jak moje okolicznościach, gdybym go tylko mógł pochwycić.
Gospodyni domu i Mani nie było w domu, Dunder wychodził kwaśny i w furtce zetknął się z Plutą, ale poznawszy go, odskoczył jak oparzony, kapitan nadrobił uśmiechem i zaszedł mu szybko drogę.