Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1093

Ta strona została uwierzytelniona.
93

bezpieczniejszém miejscu, bo w głowie. Zawahał się, odstąpił krok, ale nie odepchnął natręta i nie odszedł.
Pluta dorzucił żywo:
— Wiem o co chodzi, można rachować na moją dyskrecją, z nią, z tą starą nie trafisz pan nigdy do ładu, ja jeden znając ją od dawna, mając nad nią przewagę, umiem ją zmusić do czego zechcę.
Baron się zaczerwienił, wstyd mu się zrobiło, że namiętność zmuszała go do traktowania z takim człowiekiem, ale miłość, czy idea miłości w starym, jest to szał, jakiemu równego nie ma na świecie, — stał więc i słuchał.... jakby osłupiały.
Kapitan widząc niepewność, nacierał coraz żywiéj.
— O co panu baronowi chodzi? pozwól byśmy gdzie na ustroniu ułożyli się z sobą jutro.... ręczę że ze mnie kontent będziesz.... nie jestem wymagający, przyznam mu się nawet że bardzom potrzebny.... będę powolny. Pojmuję, — dodał wzierając mu w oczy, — że spotkanie ze mną przykrém mu być może....