der wpadł mi w ręce — czuję że go obedrę.... Z drugiéj strony, zapewniam los téj nieszczęśliwéj sieroty, uczynek prawdziwie miłosierny i godny serca jak moje.... daję ją człowiekowi staremu, bogatemu, głupiemu, który jéj się da wodzić za nos i za kieszeń póki zechce? Spodziewam się, że jéj krzywdy nie czynię! Przyszłość miéć będzie w ręku.... Daléj jeszcze.... o Adolfinie pomyślę, jeżeli tylko pewnym warunkom odpowie, poświęcam jéj siebie, — chcę żyć spokojnie.... musi miéć dosyć grosza....
Tu kapitan ziewnął, czuł potrzebę odpoczynku lub rozrywki, i przyszło mu na myśl, że butelka piwa bawarskiego, żołądkowego, wcale by mu nie zaszkodziła.... a miłym byłaby w samotności towarzyszem.
Nikt jednak przynieść jéj nie mógł, chyba Kachna, kiórą i dla dojmującego pragnienia, i w widokach przyszłości ująć sobie należało.
Kachna z natury niedowierzająca, chociaż wpuściła kapitana do pokoju, zważywszy jednak późniéj, że ten człowiek jakąś niepewną miał minę, stanęła na straży za progiem.
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1096
Ta strona została uwierzytelniona.
96