nieśli mi butelkę piwa, dałbym wam złotówkę, nie domagając się reszty.
— Tak! tak! — odpowiedziała Kachna, — bardzo rozumny? zapewne! żebym sobie dla was po deszczu trzewiki zaklapywała.... Schowaj sobie sam złotówkę, to więcéj miéć będziesz piwa, albo idź czekać do bawarji obok... Myślicie, że tu was nieznając, samego w domu zostawię!
Pluta spuścił głowę.
— Nadto mało ma cywilizacji, — rzekł w duchu i począł palić cygaro, poświęcając się na oczekiwanie bezpiwne; — Kachna ustąpiła krok, ale pod nosem zaczęła coś sobie szeptać, gderać, głową i ramionami ruszać, dramatycznie wyrażając oburzenie na zuchwalstwo jakiegoś nieznajomego, który ją dziesięcią groszami kusić się starał.
Wtém kroki czyjeś, dały się słyszeć w dziedzińcu, psy zaszczekały i Kachna wyjrzała, sądząc że jéj panie powracają. Ale zamiast nich, ujrzała nieznajomego mężczyznę, który oglądając się, kroczył po kamykach i kładkach do drzwi wchodowych.
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1098
Ta strona została uwierzytelniona.
98