ny zbieg okoliczności, żeśmy się znaleźli, — rzekł Pluta. — Gdzie mieszkasz? co się stało z mojemi papierami, pieniędzmi, rzeczami?...
Kirkuć zakrztusił się i zakaszlał, usiłował myśli zebrać, chciał coś skłamać prędko, ale nie potrafił, nie było mu komu poradzić.
— Wszystko przepadło! — zawołał nareszcie łamiąc ręce.
— Jakim sposobem? — spytał Pluta dosyć chłodno.
— Sposobem.... — to, widzisz, nadzwyczajnie trudno, wytłumaczyć.... Sam nie wiedząc co czynić, najdroższe.... tak, co było najszacowniejszego.... rzeczy.... efekta.... pozostałości.... powierzyłem do przechowania.... dla bezpieczeństwa.
— Komu? — spytał kapitan.
— Osobie ze wszech miar najgodniejszéj.
— A! i cóż się z niemi stało.
— Ta osoba, kobieta.... nieszczęściem... widzisz, czy z powodu jakichś okoliczności.... znikła.
— I rzeczy z nią?
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1102
Ta strona została uwierzytelniona.
102