Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1106

Ta strona została uwierzytelniona.
106

sądząc, że może dawne projekta względem Adolfiny, mogłyby przyjść do skutku.
— O tém nie ma co mówić, — odparł Kapitan, — nie korzystałeś z czasu. Wracaj do domu, czekaj na mnie. Albo nie! przenoś się natychmiast na dawne nasze mieszkanie w hotelu, bierz ten sam numer i nie wychodź krokiem z domu.
Kirkuć skłonił się, uradowany, że to tak gładko jakoś poszło, że ma znowu tak potężnego opiekuna; nałożył kapelusz i co prędzéj wyśliznął się z domu, ale w progu myśl ważna go wstrzymała. Nie było czém zapłacić za mieszkanie.
— Kapitanie, — rzekł wracając, — mam trochę długu, to mnie nie wypuszczą i zabiorą rzeczy, a z niemi twoje papiery.
— Zawsze goły? — zawołał Pluta prawie z litością pogardliwą.
— Choć godzien lepszego losu! — dodał Kirkuć, — ale cóż począć, to już widać nie może być inaczéj.
— Ile wynosi dług?
W mgnieniu oka obrachował p. Mateusz,