Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1108

Ta strona została uwierzytelniona.
108

sza niebieska. Kapitan, który wiele widział w życiu, takiéj jednak twarzy sobie nie przypominał; niewyrozumowane wrażenie jakiego od niéj doznał, podobne było do upokorzenia, do wstydu i strachu. Twarz ta jak widok krzyża dla szatana, była wyrzutem, była dlań czémś niepojęcie przykrém. Tak mało w niéj było ludzkiego, że stary łotr patrzał na nią pojąć jéj nie mogąc i nie rozumiał anioła. Mania z ciekawością dziecka nań poglądała. Adolfina nie dosyć rada odwiedzinom, potrząsała głową i sama nie wiedziała co począć z natrętem.
— Chwilkę mamy do pomówienia na osobności, — rzekł cicho Pluta, — odpraw tę gąskę.
— Przyznam się panu, że nie mam czasu, — wybąknęła Adolfina z miną dosyć zakłopotaną, — kapitan pierwszy raz w życiu wydał się jéj, skutkiem zmiany wewnętrznéj, istotą dziwnie wstrętliwą i niemiłą.
— Ale ba! kilka minut, rzecz pilna i ważna....
Mania domyśliwszy się z szeptów, że tu nie