Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1109

Ta strona została uwierzytelniona.
109

była potrzebną, ukłoniwszy się odeszła spiesznie do swojego pokoju. P. Jordanowa dosyć kwaśna i niespokojna zdjęła powoli kapelusz, usiadła w salonie na kanapie i oczekiwała rozpoczęcia zapowiedzianej rozmowy.
Pluta zasiadł naprzeciw niéj, popatrzał jéj w oczy i tak począł cedząc słowa:
— Kochana moja Adolfino! dawnośmy się widzieli, wiele mnie od tego czasu spotkało przykrości, wiele nad sobą myślałem i przemyśliwałem, znacznie nawet, mogę powiedziéć, odmieniłem się.
— Oho! oho! — przerwała kobieta, — żebyś ty się odmienił.... czego się skorupka napije za młodu....
— To najczęściéj na starość z niéj wietrzeje, — dokończył Pluta. Otóż i ja właśnie starzeję, i wychodzę na porządnego, tak jest, na porządnego człowieka.
Adolfina poczęła się śmiać.
— Sama mi to przyznasz, gdy ci głębiny myśli i uczuć moich odkryję. Otóż, — dodał wiodąc rzecz daléj, — chciałbym już po trudach odpocząć. Życie jakie dotąd prowadzi-