Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1110

Ta strona została uwierzytelniona.
110

łem, obrzydło mi, mam dosyć znaczny kapitał (przycisnął na tém) oszczędzony, myślę sobie kupić siaki taki kawałek ziemi, i chciałbym się ożenić. Rodzina, dom, dziatki, jeśli Bóg da, nie ma nic nad to, nie ma szczęścia nad ciche i familijne.
Adolfina machinalnie poprawiła loków, ale mimo ten ruch zalotny, zaczęła się śmiać coraz głośniéj.
— Ale posłuchajże mnie choć chwilę cierpliwie, — ciągnął kapitan zacinając usta. — Szukam kobiety niezbyt młodéj, bo nie chcę trzpiota coby mnie oszukiwał, kobiety statecznéj, oszczędnéj, któraby mi dom mój szlachecki utrzymać mogła i uczynić go przyjemnym; któréjby charakter wreszcie przypadał do mojego.
— At stary bałamut, niewiedziéć co pleciesz! — przerwała Adolfina, — myślisz, że ja ci uwierzę?
— Więc wyznam ci wszystko otwarcie, — nie chcę dłużéj zwlekać, — osobę, serce, majątek, imie, wszystko składam u nóżek twoich. Raz, dwa, trzy, stanowczo, przyjmujesz mnie?