Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1112

Ta strona została uwierzytelniona.
112

ku, wiem, że sam nie utrzymam w krwawym pocie czoła uciułanego grosza, że mi potrzeba wiernéj towarzyszki życia, jak ja wypróbowanéj przez losy w ogniu przeciwności....
Użycie tych dźwięcznych wyrazów, nie było bez celu. Adolfina westchnęła i spojrzała na Plutę. Stary lis miał minę głęboko wzruszonego człowieka, tylko jeden kącik wargi pokrytéj wąsami, drgał mu niedostrzeżoném szyderstwem.
— Ot nie plótłbyś kapitanie, — odpowiedziała cicho.
— Nie plotę, nie, słowo honoru! — chcę się żenić, ofiaruję ci pierwszeństwo, masz mnie, bierz.
Adolfina pragnęła się z tego grzecznie wywinąć, trochę niedowierzała, a jakaś obawa zmuszała ją odrzucić pochlebną zresztą ofiarę kapitana.
— Proszę cię, kochany kapitanie, — odezwała się kręcąc koniec od chustki, — ja bo wcale za mąż już iść nie myślę. Jestem stara, wiem co to małżeństwo i boję się niewoli.