Ta strona została uwierzytelniona.
113
— O filutka! droży się, — przerwał Pluta, no! no! tak to się mówi.
— Ale szczerze, ja za mąż nie pójdę.
— Jakto? nawet za mnie?
— Za nikogo.
Ostatnie słowo wyrzekła stanowczo i śmiało, kapitan zaciął wargi.
— Namyśl się, — rzekł, — daję ci trzy dni czasu.
— To napróżno, nie zmienię zdania, chcę zostać swobodną.
— Ale ja poczekam.
— Bardzom ci wdzięczna, kapitanie, za twoją przyjaźń.
— O! o! tylko przyjaźń!! a pamiętasz jakeśmy się kochali?
Adolfina westchnęła.
— Błędy młodości, — wyrzekła po cichu, ty sobie znajdziesz inną żonę, ja, zostanę jak jestem.
— Tak młoda? świeża? tak urocza? — spytał Pluta, uderzając w strunę pochlebstwa.
— Bałamut jesteś.