Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1144

Ta strona została uwierzytelniona.
144

néj mody, trochę białe, pulchne, zaokrąglone odsłoniła ramiona, pod pozorem zwyczaju tyrańskiego, wpięła spinkę brylantową we włosy i gdzieniegdzie rzucić kazała kokardy pąsowe, które na sukni ciemnéj, doskonale się odbijały. Co zrobiła z twarzą, o tém panna Adelajda wiedziéć nie mogła, bo urządzenie jéj odbywało się zawsze w wielkiéj tajemnicy, to pewna, że gdy weszła do pokoju, dla dokończenia toalety pani, niesłychanie była zdziwioną, znajdując ją, jedném niczém odmłodniałą, świeżą, nie do pojęcia.
P. Adelajda, która nie bardzo kochała jenerałowę, choć jéj niezmiernie nadskakiwała, powzięła dla niéj prawie szacunek i trochę zazdrości.
P. Palmer siedziała przed zwierciadłem i z wielkiém natężeniem umysłu, kończyła ubranie obrachowane na to, by nie odejmując jéj powagi, dodało jéj wdzięku i trochę młodości. Wyglądała tak świeżo, tak pięknie, a twarz jéj była marmurowo spokojna i wiejąca szczęściem, jak gdyby nigdy łza z powiek tych nie ciekła, nigdy troska alabastrowego