Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.
107

pociągnął, opatrując go na wszystkie strony, i gdy garbaty elegant pozbył się towarzystwa, p. Fryderyk zbliżył się do niego bez ceremonii.
— Dzień dobry!
— Dobry dzień.
— Otóż się nam wypogadza?
— Istotnie, jak na jesień, dzień prześliczny.
— Pan Dobrodziéj dokąd tak?
— Ja tak, ku Lublinowi.
— Pan czeka okazyi?
— Istotnie.
— A i ja oczekuję zręczności.
Usiedli razem przy sobie na ławce w ganku.
— Przyznam się panu, — rzekł Pluta do towarzysza, który nie zdawał się bardzo do rozmowy pochopny, — w Garwolinie czekać na dyliżans djable nudno.
— A! djable!
— Pan Dobrodziéj nie rozerwałby się w billard?