Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1171

Ta strona została uwierzytelniona.
171

skiego Przedmieścia, rzucany jak martwa paczka Teoś, rozmyślał tylko jak do rzeczy przystąpić, co mówić, jak miał prosić, i ani się spostrzegł gdy stanął na miejscu.
W oknach u Drzemlików świeciło się; wbiegł omackiem na wschody i dosyć niegrzecznie jak burza wleciał do mieszkania spokojnego księgarza, który tego dnia z lekkim bólem głowy powróciwszy do domu, siedział w swoim pokoju w szlafroku i czapeczce haftowanéj ręką panny Anieli.
W pierwszéj izdebce przy okrągłym stoliku siostra jego, skromnie ubrana, schylona nad ubogą starą lampką, poprawiała podartą bieliznę brata. Że o téj porze nikt zwykle u nich nie bywał, otwarcie drzwi i zjawienie się Teosia prawie ją przestraszyło — a Drzemlik wybiegł z saloniku, sądząc, że najmniéj palić się musi.
— Co to jest? co się stało?
— A! stokrotnie przepraszam, — odparł Teoś, — ale bardzo pilny interes zmusza mnie w tak niezwykłéj porze napaść państwa... mógłbym słówko z panem pomówić na osobności?