Panna Aniela zarumieniona cała, przychowawszy bieliznę co żywiéj sama wyjść już chciała, gdy Drzemlik pociągnął Teosia do swojego pokoju. Pilny interes, dla niego zdawał się koniecznie interesem pieniężnym, pachniał jakąś stratą, myślał że coś w sklepie stać się musiało, że może zagrożeni byli niewypłatnością jakiego księgarza z prowincji, że jakieś nieszczęście wisiało nad jego handlem, blady i drżący pospiesznie biegł za uprzedzającym go Muszyńskim.
— Na miłość Boga, mów odrazu wszystko, nie cedź mi i nie rozdzielaj.... prędzéj, prędzéj.
— To interes mój osobisty.
Drzemlik odetchnął, położył rękę na piersiach i po chwili usiadł w krześle, strach go odszedł, myśl zaraz szukając coby to być mogło, trafiła na pannę Anielę, na projekt ożenienia. Zdało mu się, że odgadł.
— No więc słucham.
— Proszę o chwilę uwagi. Nieszczęśliwa sierota, którą pan widziałeś u Jordanowéj....
— A? no? cóż ja mam do téj sieroty?
— Chciejże mnie posłuchać!
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1172
Ta strona została uwierzytelniona.
172