Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1173

Ta strona została uwierzytelniona.
173

— Dobrze, ale nie rozumiem.
— Zrozumiész pan rychło. Ta sierota jest zagrożona najniegodziwszą intrygą pewnego bogacza.
— A? czy nie Dundera?
— No, może, — odparł Teoś, — to do sprawy nie należy, dosyć że ją ocalić potrzeba, a inaczéj nie można jak chwilowo usuwając ją z przed oczów wszystkich i wynajdując dla niéj schronienie. Pomyślałem o siostrze pańskiéj i o panu, moglibyście jéj odmówić chwilowego przytułku?.... Dodaję zaraz, że to żadnych za sobą nic pociąga kosztów, bo panna Jordan ma dostateczny fundusz, i....
— Ta! ta! ta! — rzekł Drzemlik, który już był wszystko w głowie swéj obrachował, — chcesz mnie WPan wplątać w intrygę i narazić na prześladowanie takiego magnata! A, dziękuję za łaskę i bardzo dziękuję.
— Prześladowanie! — przerwał Teoś, — ale nikt wiedzieć nie powinien i nie może, zresztą cóż on panu uczyni?
— Co on mnie zrobi? albo ja wiem? — zawołał Drzemlik, który na samą myśl marł ze