Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.
110

Nieznajomy powoli podniósł głowę i głupowate wejrzenie wlepił poważnie w towarzysza trzęsąc głową.
— Widzisz WPan! a no! znam! nie ma słowa! ale gdybym był udał że nic nie rozumiem, to bym na pewniaka zgrał jak należy.
— Pluta ruszył ramionami.
— Dajmy pokój.
Popatrzyli w oczy jeden drugiemu.
— Oczewista rzecz że karty znaczone, rzekł sentencyonalnie nieznajomy, bez żadnego gniewu, a jeszcze, powiem panu, że po staroświecku znaczone, lada kto złapie — to już i uliczniki znają... i ślepy zobaczy i bez ręki namaca... szydłem kłute — czy co?
Pluta spoglądał nań i śmiał się po cichu, wcale nie zmieszany.
— Już dziś tak porządni ludzie nie robią, dodał drugi serjo.... Stara szkoła — głupia rzecz, można biedy napytać.... Są inne sposoby.
Fryderyk szydersko uchylił kapelusza.
— Widzisz WPan, rzekł powoli, mnie nie o wygranę chodzi...