Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1180

Ta strona została uwierzytelniona.
180

człowieka, — rzekł żywo Muszyński, starając się zastosować do pojęć słuchaczów, — potrzebuje schronienia, szukam go dla niéj u państwa.
— Ale! o! pewnie młoda dziewczyna! — poczęła trzęsąc głową pani Zacharjaszowa, — także śliczny interes! co WPan myślisz! Wstydźże się, niby my tego nie rozumiemy.
— Rozumiemy doskonale! — dodał Byczek.
— Jakże można tak nadużywać naszéj dla Wacpana życzliwości, — kwaśno dorzuciła pani.
Teoś cały spłonął.
— Na Boga! nie posądzajcież mnie państwo.... Chcecie, to wam na wszystko co jest najświętszego poprzysięgnę, że między mną a nią nie ma innego stosunku nad braterski, że to jest anioł niewinności.... że przychodzi pod ten dach chroniąc się od zguby!
— A dla czegoż się WPan nią tak zajmujesz? — spytała Byczkowa.
— Bo ją kocham i ożenię się z nią! — rzekł zmuszony do tłumaczenia Teoś.
— Więc ją wykradasz?