Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1181

Ta strona została uwierzytelniona.
181

— Nie! nie! nie! — coraz goręcéj począł Teoś, — sama i za wiedzą opiekunki chroni się tutaj.
— A cóż WPan pleciesz! czemu jéj opiekunka nie broni?
Muszyński uczuł fałszywość położenia, czoło mu się potem oblewało, nie wiedział jak się tłumaczyć.
— Pani, — rzekł, — taki jest skład okoliczności, bo kobieta słaba.... ją potrzeba bogaczowi, który na nią czyha, z oczów usunąć.
P. Byczek głową pokiwał niedowierzająco i spojrzał na żonę. Jéjmość poprawiła loków i potrzęsła także głową.
— Droga pani, na miłość Boga i ludzi, nie odmawiaj!
— Niewiedziéć kto, co — w naszym domu... sama jedna dziewczyna.... a! nie! nie! dajże mi WPan pokój, na to ja zezwolić nie mogę....
— Czuję, — dorzucił Teoś, — że się to państwu dziko wydawać może, ale znacie mnie, płochy nie byłem nigdy, wierzcie, że duszą i sumieniem zaręczyć mogę za czystość