Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1184

Ta strona została uwierzytelniona.
184

— Dajże WPan pokój, to już kłopot nieznośny....
— Więc państwo mi nie odmawiacie? — zapytał uradowany Muszyński, chwytając rękę saméj pani i całując ją z synowskiém poszanowaniem. Trzeba oddać tę sprawiedliwość pani Zacharjaszowéj, że miała serce choć zaschłe i widząc rozczulenie Teosia, poczuła łzę na powiece.... Pocałowała go w czoło.
— Bóg wam ten uczynek wynagrodzi, a czcią moją ręczę, że go żałować nie będziecie mieli powodu....
Domawiał tych wyrazów, gdy nadzwyczajny wypadek przerwał rozmowę.
Matka pana Zacharjasza, mieszkająca w pokoiku niedalekim, który drzwi tylko podwójne i korytarzyk dzieliły od salonu gdzie się scena opisana odbywała, już się była położyła w łóżko, nie spała jednak jeszcze i marzenia dziwne krążyły biednéj staruszce po głowie. O téj godzinie zwykle głęboka cisza panowała w mieszkaniu, nałogowo była do niéj już przywykła; głosy, które usłyszała niespodzianie, uderzyły ją niezmiernie i zbudziły