ny, czerwony od wstydu, oglądający się po za siebie, jakoś wynalazł kapitana.
— Wszystko pójdzie jak najlepiéj, — rzekł mu Pluta, — zaproś pan te panie obie do Roskoszowa do siebie.
— Czy pojadą?
— Muszą, ja w tém; reszta od pana barona zależy, ale panią Adolfinę ująć potrzeba i miodem posmarować.
Baron kiwnął głową tylko.
— Teraz pozwoli mi pan, przedstawić mu moje położenie.
Dunder odsunął się i skrzywił, dobył z pularesu znać przygotowaną kwotę, ukłonił się i jakby go kto gonił, uciekł zaraz.
Pluta schował do kieszeni papiery przeliczywszy je, znalazł datek nader skromnym, i ruszył ramionami.
— Niech sobie robi co chce, daléj się w to wdawać nie myślę, jest skąpy, niech dwa razy płaci. Gadać nie chce, damy mu pokój, z niego nigdy nic wielkiego wyciągnąć się nie spodziewałem. Jak sobie pościele, tak się wyśpi.
Nim się Pluta z sobą rozmówił i ruszył
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1200
Ta strona została uwierzytelniona.
200