Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1204

Ta strona została uwierzytelniona.
204

wynijść z fałszywego położenia, potarł się po bokobrodach.
— Cicho! — zawołał, — cicho! co cię tam ukąsiło? no! cicho! niech was wszystkie, ile jest, djabli porwą!!
Trzasnął drzwiami i wyszedł jak zmyty.
Nieznałby ludzi ktoby sądził, że dał za wygraną.
Adolfina zdumiona, że jednym wykrzyknikiem tak niespodziany otrzymała skutek, jakby wielki ciężar spadł jéj z ramion, odetchnęła i usiadła.
Ale ledwie zbywszy się jednego kłopotu, nie wiedziała jak prędko ją spotka drugi. Uciekający baron, nie spostrzegłszy skrzyżował się prawie u furtki z Plutą, który po rozmysłach w Szwajcarskiéj dolinie, szedł do pani Adolfiny.
Kachna go jakoś dojrzała z daleka i ze psami podwórzowemi stanęła w obronie domu. Kapitan wkraczał już w dziedziniec, gdy stara poczciwa sługa zaszła mu drogę.
— Jest pani?
— Nie ma nikogo, — odpowiedziała sta-