Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1207

Ta strona została uwierzytelniona.
207

— I poszedł....
— A! jedziecie na wieś?
— Ja jadę, jeśli chcecie...
— A ona?
— Ona już pojechała, — z pewną złośliwością odparła Jordanowa.
— O! dokąd? gdzie? jak?
— Wczoraj! uciekła!!
Pluta spuścił głowę i zaczął świstać.
— Mądre babięta... — rzekł, — mądre.... kiedy im szczęście samo się napiera, drożą się uciekając od niego, a do biedy spieszą pocztą.... Umywam ręce.... Cóż baron?
— Gniewał się i poszedł.
— Pani nie wiész gdzie jéj wychowanica?
— Nie wiem....
— Więc i ja nie będę wiedział?
— Nie wiem.
— Dajmyż temu pokój na chwilę; a ożenienie nasze?
— Na trzydziesty pierwszy lutego odłożone.... — rzekła Adolfina.
— Szkoda! tak długo czekać nie mogę!
I to mówiąc Pluta z rezygnacją wstał, wi-