Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1219

Ta strona została uwierzytelniona.
5

Kwarc, czy jakie tam licho, przecie nie spytają o papiery.
— Czyżbyś jegomość znowu chciał się w cudzą skórę poszywać? — spytała Szwarcowa z podziwieniem.
Stary otarł się chustką, bo nie był pewien czy mu się co z oczów nie sączy, a chciał zaraźliwy symptom utrapienia ukryć przed żoną, jak ona mu swe łzy ukrywała, udając, że po kątach czegoś upatruje.
— Och! moja jéjmość, — rzekł, — robiło się dużo dla Adolfa, dosyć powiedziéć że się ojciec dziecka zaparł, aby mu tym szynkiem, z którego wyszedł, nie psuć karjery, trzeba już brnąć do ostatka, i swojego imienia bodaj się wyprzéć jeszcze. Ja się tam tak wykręcę, że i nie skłamię i sprawy nie popsuję, mruknę coś pod nosem, ni to ni owo.... Bylebym własnemi oczyma ich zobaczył, ją widział, — dodał propinator, — bo, gadajcie sobie co chcecie, żeby mi jak kto opisywał, malował, donosił, ja więcéj zrozumiem okiem raz rzuciwszy, niż gdyby mi pół dnia gadano. Zresztą, ojcowskie wejrzenie zawsze nie to co cudze.