tak wzruszony, że Narębski nie wiedział co myśléć, a sama pani otworzyła jedno oko omdlałe, na dźwięk, który się jéj wydał wymówką.
W téjże chwili młody człowiek, z twarzą zmienioną, blady, pochwycił za kapelusz, usta mu się ścięły dziwnie i trzęsąc się począł nakładać rękawiczki. Ruch ten niepojęty się wydał Narębskiemu; Elwira patrzała nań zdumiona, sama pani tylko go nie dostrzegła.
— Pożegnam państwa, — rzekł nareszcie po chwili milczenia Adolf.
— Jakto? a obiad?
— Jestem zmuszony odejść, aby dogonić tego biednego człowieka, — rzekł pasując się z sobą Adolf.
— Tego człowieka! te buty! — rzuciła zdziwiona Samuela.
— Ten człowiek jest moim ojcem! — zawołał Adolf odstępując kilka kroków. — Żegnam państwa....
Skamieniała cała rodzina, ale nim się kto zebrał na odpowiedź, Szwarc był już za drzwiami salonu.
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1249
Ta strona została uwierzytelniona.
35