Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1270

Ta strona została uwierzytelniona.
56

o to, mniejsza o to, — rzekł gorączkowo Drzemlik, którym gniew miotać zaczynał, — mógłbym nawet zmusić do utrzymania umowy, ale nie chcę, nie chcę....
Teoś milczał, spojrzał na księgarza zimno i nic nie odpowiedział, prócz po chwili:
— Kończmy, mój panie.
— A no, to kończmy, i owszem, kończmy, przecież ludzi dosyć jest na świecie, nie trzeba znowu myśléć, żebym ja sobie kogoś za mój miły grosz nie znalazł.
— Bynajmniéj o tém nie wątpię, — odparł Muszyński, — i dla tego proszę, abyśmy spiesznie kończyli z sobą. Oto jest rachunek ogólny, który przejrzéć proszę; oto kassa do sprawdzenia, którą należy obliczyć i pokwitować mnie, oto wypis należności mojéj.
— Tak, rachunki, kassa, ależ zapominasz pan księgarni, składu? książek? — zawołał Drzemlik w gniewie, coraz bardziéj się unosząc, — czyż to po składach i na półkach nie może czego braknąć? czy to ja mogę i księgarnię i magazyn tak na wiarę, od oka przyjmować? za kogóż to mnie pan masz? za dziecko?