Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1273

Ta strona została uwierzytelniona.
59

ko zatrzymać od hałasu, bo ten się na nic nie przyda.
Drzemlik trzasnął mocno drzwiami i wyszedł.
Teoś bardzo cierpliwie przesiedział dzień cały za stołem. Nad wieczorem pan Michał powrócił, ale z widoczną zmianą na twarzy. Jak wszyscy ludzie poczuwający się do winy, którzyby przeskoczyć ją chcieli równemi nogami, nie śmiejąc dotykać drażliwego przedmiotu, wszedł niby w dobrym humorze, podśpiewując przywitał się z Teosiem i usiłował obojętną zawiązać rozmowę.
— Ależ to wiatr! — rzekł zdejmując płaszcz, — ależ dmie!
Teoś milczał.
— I taki kurz niesie, — dodał znowu nie odbierając odpowiedzi, na którą i teraz próżno czekał.
— Widział pan pogrzeb pani radczynéj, który tędy przechodził? wspaniały? — zapytał wyczekawszy.
— Nie, — rzekł krótko Muszyński.
Drzemlik począł śpiewać, ale głos miał fał-