przez niego, w pieniądzach wziął był bilet piątéj klassy z pewném ustępstwem.... Kawałek ten papieru walał się w szufladce razem z assygnatkami. Przerzucając je Drzemlik, natrafił na bilet i zmiął go kwaśny, że się dał w pole tak wyprowadzić, gdy nagle myśl mu jakaś błysnęła. Skąpy a nie mając nadziei wygranéj, zrobił zaraz projekt pozbycia się biletu, w cenie zwykłéj oddając go Teosiowi. Zamiast straty, miał w ten sposób wyraźny zarobek. Zaczął liczyć pieniądze, wybierając jak najmocniéj podarte.
— Ale oto, nie chcesz pan biletu na loterją klassyczną? — spytał, — gotówbym był odstąpić, a za kilka dni ciągnienie!
Teoś ruszył ramionami.
— Nie wierzę w żadną loterją, — rzekł obojętnie, — nigdy nie biorę biletów i chcę przyszłość być winien pracy nie losowi.
— A cóżby to szkodziło raz w życiu spróbować? a nuż?....
— Pewny jestem, że to do niczego nie prowadzi, prócz straty pieniędzy.
— Jednakże? a kilka dni nadziei? to także
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1276
Ta strona została uwierzytelniona.
62