Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.
120

kcja. A nic łatwiejszego dla nas obu, jak te dwie pieczenie upiec przy jednym ogniu.
— No — ależ jak? zapytał Kirkuć, niedowierzająco...
— Jak..: słuchaj... szepnął kapitan... zostaw mi sposoby, a bądź pewien, że dla ciebie babę pociągnę należycie, i zmuszę by ci naznaczyła przyzwoite stałe utrzymanie. Słowo — mówię ci, słowo honoru...
Twarz Kirkucia rozjaśniła się, nagle rzucił się w objęcia Pluty i uścisnął go z zapałem.
— Kapitanie — zawołał, albo jeśli chcesz — Majorze...
— Tytułuj mnie Pułkownikiem, zwłaszcza przy bufecie, to nic nie szkodzi.
— Pułkowniku! Jenerale.
— To za nadto!
— Pułkowniku! powtorzył Kirkuć, jesteś człowiek jenjalny — mówię ci to z głębi serca, mógłbyś był proch wynaleść, gdyby go wprzódy nie zinwentowano... Takich mi ludzi dawajcie! o to człowiek! oto antyk! Co za pomysły! Ręka twoja! ręka...