Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1281

Ta strona została uwierzytelniona.
67

zatrzymawszy Teosia. Ten przedstawił jéj Narębskiego jako opiekuna Mani, przybranego ojca sieroty.
— Można panu dobrodziejowi powinszować wychowanicy, — odezwała się grzecznie uśmiechając pani Zacharjaszowa, — to panienka jakich na świecie mało, bardzośmy się pokochały.
— A widzisz pani? — rzekł Teoś z wymówką wesołą.
— No! no! — odparła właścicielka domu, — nie dziwujże się pan, różni są ludzie, człowiek się zawsze obawia, by na co złego nie trafił.
Narębski wzruszony wszedł na poddasze, to tułactwo jego dziecięcia uciskało mu serce, pragnął gorąco aby się ono raz skończyło, postanowił w duszy przyspieszyć jakkolwiek oświadczenie Teosia i zmusić go niemal do kroku, któryby obojgu szczęście zapewnił.
— Słuchaj, — rzekł do Muszyńskiego w progu, — ty ją kochasz, ona codzień więcéj przywiązuje się do ciebie, nie masz chyba serca, jeżeli dla braku wiary i odwagi nie podasz jéj ręki i nie ocalisz od nieszczęść jakie ją